wtorek, 30 sierpnia 2016

Najpierw Kraków, potem Wiedeń...

A później... to się jeszcze zobaczy :)      Lubię być w drodze.  
To tylko 5 dni, dwa miasta i mała podręczna torba jako bagaż. Ale cieszę się jak wariatka :) 

niedziela, 28 sierpnia 2016

Ot, człowiek nieświadomy...

... jedzie sobie na wycieczkę do Spały. O tak, pospacerować nad Pilicą, może gofra zjeść (oj, pyszne mają przy drodze głównej, naprzeciwko "jarmarku"). Może jakiś obiad wspólnie z mężem... 


Późno dotarliśmy i na jarmarkowe atrakcje już nawet nie liczyliśmy, nawet nie sprawdzałam kiedy są te w tym sezonie te słynne "jarmarki spalskie". W poprzednich latach jeździliśmy kilka razy w sezonie, ale to lato było szalone... ale o tym innym razem :) 
Ale jeszcze parę stoisk było, to ruszyliśmy je pooglądać.

Pierwsze co przykuło mój wzrok...


Nie potrafiłam jej zidentyfikować, nie wydała się też kompletna. Nawet nie zapytałam o cenę (teraz żałuję jednak).


Następne były te trupki... Nie powiem, żebym umiała przejść obojętnie. Piękne, klasyczne Singery... tyle że pordzewiałe i wypatroszone. Aż bolało :(



A potem zobaczyłam JĄ.......


Tak.... miłość od pierwszego wejrzenia! Piękna klasyka... i do tego sprawna! Koło się przesuwa, igła cudnie stuka, pedał nożny działa jak należy, bębenek na miejscu. W szufladkach różności. Brakuje tylko paska (rzemienia) do koła, ale babcia mnie uświadomiła dzisiaj że taki ów pasek posiadam w swoich zbiorach..... :) 
Ktoś musiał bardzo kochać i dbać o nią. Postaram się też dobrze zaopiekować... Będzie miała wyborne towarzystwo, m.in. przedwojenną niemiecką maszynę po mojej cioci Izie (starszej siostrze prababci).

I chyba była mi przeznaczona, bo... jadąc na wycieczkę i obiad, bez zamiaru zakupów, nie zabraliśmy za dużo gotówki. Sprzedający chciał za nią 150 zł, ale po przeszukaniu wszelkich zakamarków torby, portfeli i kieszeni, uzbieraliśmy tylko 100 zł. I dostaliśmy ją w tej cenie, plus gratis niemiecki olej do maszyn :) 


Jeszcze parę takich cudowności wypatrzyłam na jarmarku...




W przyszłym tygodniu też się chyba wybiorę, szczególnie że szykuje się większa impreza :)


***


No, a po zakupach poszliśmy na obiad do "Zajazdu Spalskiego". Zazwyczaj, gdy jedziemy w nowe miejsce, staram się sprawdzić w internecie gdzie warto coś zjeść. O dziwo, o spalskich knajpach prawie nic nie znalazłam. Zdecydowaliśmy się wiec na miejsce, gdzie było sporo ludzi i trudno o wolny stolik. 


Generalnie - jedzenie niezłe, choć nie porywające. Mój "placek spalski" - czyli puszysty placek ziemniaczany był pyszny i chrupiący. Sosy przyzwoite, choć nie przepadam za kukurydzą (a w menu o tym nie było wzmianki). Mój mąż jadł "kotlet spalski" - bez tej olbrzymiej ilości majonezu i innych sosów, myślę że byłby smaczniejszy.
Obsługa kelnerska kiepska :/ Dobrze że przynajmniej wymieniono bez problemu piwo - zamiast zamówionego klasycznego dostaliśmy jakieś dziwne smakowe (miętowo-limonkowe...?).
Plusem, dużym, tego miejsca jest możliwość wejścia do ogródka z psami :) Fakt, że akurat był wszystkie było w typie yorka... ale i tak było fajnie na nie popatrzeć. Następnym razem też pojedziemy na obiad z psem :)


I jeszcze spacer nad Pilicę... duszno dziś było i gorąco, więc za daleko nie chciało nam się wyprawiać.








***

A teraz czekają mnie szalone dni. Spełnia się kolejne moje marzenie... jadę do Wiednia :)))

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Kumichimo!

No, wpadłam. Kompletnie. Szydełko, druty (!) poszły w odstawkę.
Albo nawlekam koraliki, albo plotę sznurki. I jest cudnie :))) 




W zeszłą sobotę przyjechała moja Ola :) Przywiozła skrzynkę różnych skarbów... bransoletek, wisiorków :) 

A te cuda zrobiła Jej ś.p. mama...





***

Dziękuję Wam za wszystkie słowa wsparcia. Jest już dużo lepiej, znów na parę miesięcy pogoniłam paskudę. Wiem że wróci za jakiś czas... ale póki co jest dobrze i cieszę się znów moją ulubioną porą roku :)))