czwartek, 30 czerwca 2016

Koralikowe warsztaty w Royal Stone :)

Czerwiec mam pełen wrażeń: podróży, warsztatów, spotkań i imprez.
I to cudowne szaleństwo nie zamierza się skończyć, w piewszy weekend lipcowy mamy gości... a więc 3 dni śniadań i obiadów w ogrodzie, planszówek aż do obrzydzenia i długich, długich rozmów o wszystkim. Nie mogę się już doczekać :)))

A tym czasem chciałabym Wam opowiedzieć o pewnych warsztatach. Wybierałam się na nie dłuuuugo, bo albo termin nie taki, albo samej mi się do Warszawy jechać nie chciało...
W końcu szybka decyzja, jedziemy!







Poranny pociąg do Warszawy. Nie wiem jakim cudem Magda zdążyła jeszcze makijaż zrobić :D (wsiada na wcześniejszej stacji), ja to tylko trochę kawy złapałam.
O pociągach to ja kiedyś osobny post napiszę. Ostatnio nimi tyle jeżdżę... także przez auto stojące trzeci tydzień w warsztacie.

Z Dworca Centralnego do sklepu przy ul. Puławskiej 26, gdzie odbywały się warsztaty, dotarłyśmy trochę przed czasem. Przespacerowałyśmy się więc po porannym jeszcze, zaspanym Mokotowie.

Gdy weszłyśmy już do sklepu...... o ja...... znalazłyśmy się w raju! Tyle koralików, kamyków, sznurków, zawieszek i innych różności. Na zapleczu już przygotowane stanowiska do pracy z kolejnymi cudami!



Warsztaty są podzielone na dwie części. Pierwsza - teoretyczna - to wykład o kamieniach naturalnych, syntetycznych i sztucznych. Kursanci w sklepie dostają do "pomacania" sznury kamieni poddanych różnego rodzaju obróbce. Mnie najbardziej podobały się ciemne szafiry.
Niestety nie wiele pamiętam z tej części, trudno było mi się skupić gdy wokół pełno różności, a dodatkowo wchodzili i wychodzili klienci...

Następnie była przerwa pół godzinna, można było wyjść na spacer lub posiłek - albo zrobić zakupy w sklepie z użyciem kuponów rabatowych (które dostałyśmy w pakiecie z materiałami).
Znów poszłyśmy na spacer po pobliskich uliczkach, bo w trakcie warsztatów cały czas była dostępna woda, możliwość zrobienia sobie kawy lub herbaty oraz słodki poczęstunek :)

Druga część warsztatów to głównie część praktyczna. Instruktorka omówiła różne typy niezbędnych półfabrykantów, poćwiczyliśmy podstawowe techniki (taaaak, moje "ukochane" loopiki) i... zaczęła się praca własna.

Na pierwszy ogień - wisiorek w kształcie grona, wykonywany na łańcuszku, z krawatką i milionem loopików. Poddałam się w połowie... zupełnie nie moja bajka. Za to Magda zrobiła cudne grono!




Następnie robiłyśmy kolczyki, ucząc się przy tym prawidłowego mocowania bigli. A potem... już same przyjemności! czyli bransoletki :))) Projektowałyśmy własne wzory, ucząc się przy okazji montowania różnego rodzaju zapięć. Ostatnie zadanie było już najłatwiejsze - bransoletki na gumce.
Instruktorka tu indywidualnie z każdym kursantem omawiała kolejne etapy pracy, pokazywała, pomagała, sprawdzała czy wszystko idzie dobrze.


 Kolorowa bransoletka którą zrobiłam sama na warsztatach :)
 Dwie czarne plecionki - prezent od mojej Olki :)


Wyszłyśmy z Magdą z warsztatów jako ostatnie :)) Z głową ciężką od wiedzy i wrażeń. Ale... kompletnie zadowolone i obwieszone swoimi wyrobami :)))


Moje wrażenia po kursie - bardzo, bardzo pozytywne. To jeden z lepszych kursów na jakich byłam! Dobrze przygotowane merytorycznie, z bogatym zapleczem materiałów dla kursantów i narzędzi do wykorzystania na miejscu. Instruktorka, prócz wiedzy teoretycznej i praktycznej, zarażała pasją do własnoręcznie tworzonej biżuterii.
Myślę że wszystkie uczestniczki kursu były zadowolone, my z Magdą na pewno! Do tego stopnia, że jak padło hasło kolejnych warsztatów to usłyszałam.... "jedziemy!" :D


Koszt warsztatów to 125 zł/osoba (lub 225 zł/dwie osoby razem). W cenie jest 7 h intensywnej nauki :), materiały do wyrobu biżuterii (którą zabieramy do domu) oraz opracowane na potrzeby kursu materiały w formie gazetki. Na miejscu korzystamy z narzędzi, mamy też do dyspozycji napoje i słodkości.


Po zajęciach pojechałyśmy sobie na obiadek co centrum. Obie uwielbiamy frytki... więc wybór był oczywisty - "Fabryka frytek" na Złotej 3.
Pyszne jak zawsze: grube, puchate belgijskie i moje ulubione chrupiące łódeczki.




Zdążyłyśmy jeszcze na piwo na Pola Mokotowskie :) Uwielbiam to miejsce. Niby to tylko park, niby ot przestrzeń miejska... ale taka magiczna.

 



A potem szybko na pociąg do domu... To był cudowny dzień!

środa, 15 czerwca 2016

Jestem, myślę, decyduję - zaproszenie na warsztaty :)

Jestem, myślę, decyduję! Znacie to hasło? 


Od kilku miesięcy toczy się wojna polityczna. O nasze życie i zdrowie. 
Próba zaostrzenia ustawy aborcyjnej (jednej z najbardziej radykalnych w Europie!) ale także propozycje zakazu badań prenatalnych i leczenia niepłodności metodą in vitro, utrudnienia w dostępie do antykoncepcji i edukacji seksualnej. A wreszcie - zamkniecie programu badań przesiewowych wykrywających raka szyjki macicy w stadium gdy jest jeszcze uleczalny... 
Dla mnie to zamach na życie i zdrowie polskich kobiet. Na moje życie. Na życie ważnych dla mnie kobiet w rodzinie, przyjaciółek, koleżanek, sąsiadek...


Dlatego w niedzielę poprowadzę warsztaty pt.  "Los splótł nasze losy w słusznej sprawie".
Wspólnie, w gronie kobiet w różnych wieku, opowiemy swoje historie za pomocą kolorowych nitek, koralików i szydełka. Tak, szydełka! Tego narzędzia, które dziś służy nam do pracy, zabawy, relaksu... ale jest też symbolem cierpienia i desperacji kobiet, które za jego pomocą pozbywały się niechcianej ciąży. Tak było w przeszłości... nie chcę by znów tak było.


Warsztat połączony z happeningiem, odbędzie się w Łodzi w niedzielę 19 czerwca. 


Jeśli macie ochotę do nas dołączyć, zapraszam na wydarzenie lub proszę o kontakt mailowy :)






włóczka: Stokrotka (melange), Kaja (czarna)
szydełko: 1,25 mm
koraliki z zapasów :)


Prowadzę warsztaty, chodzę na demonstracje, angażuję się w prace grupy Dziewuchy Dziewuchom. Nie dlatego, że jestem ZA aborcją. Ale dlatego, że chciałabym by aborcja w Polsce była cyt: "legalna, bezpieczna i rzadka". 

niedziela, 12 czerwca 2016

12 dni czerwca :)

Dwunasty dzień czerwca dopiero dzisiaj, a ja już zdążyłam:

- bawić się na Olsztyńskich Dniach Fantastyki

- zwiedzić Olsztyn, 

- poszwędać się po Toruniu,

- rozpocząć naukę tkania koralikami,

- współ-zorganizować warsztaty i happening (info i zaproszenia wkrótce)

- uruchomić projekt pomocowy i zarejestrować pierwsze efekty :),

- wyszydełkować ponad 50. (słownie: pięćdziesiąt) zabawek dla schroniskowych kociaków,

a przede wszystkim... po raz kolejny zostać kocią mamą :)

Trzy maluchy, około 5-6 tygodni. Koci katar, pchły, robaki i problemy z jelitami.
Zapakowane w pudełko i wyrzucone do śmieci...

Tak, wiem, różności się cisną na usta. Ale mam prośbę. Zamiast życzyć zwyrodnialcowi wszystkiego co najgorsze... wrzućcie proszę choć kilka złotych na jedzonko dla schroniskowych maluchów
Albo poszukajcie niepotrzebnych kocyków, poszewek, ręczników, zabawek dla kotów... można je zawieźć lub wysłać do schroniska.


Schronisko dla Bezdomnych Zwierząt
ul. Bytomska 133
41-800 Zabrze

konto do wpłat: ING BANK ŚLĄSKI S.A. O/GLIWICE
60 1050 1298 1000 0090 3056 8399





A to moje malce - już podleczone i odkarmione :)











A może ktoś z Was chciałby zyskać kociego przyjaciela? Dziewczynka i dwóch chłopaczków za kilka tygodni będą szukać domków. U mnie jeszcze tylko tydzień (na leczeniu), a potem jadą do Domu Tymczasowego w Warszawie.
Tymczasem już zdrowieją, socjalizują się i uczą kociej etykiety od moich kocisk. Są kuwetkowe i nakolankowe. No, cudne są :)