wtorek, 17 października 2017

Pajęczyna, czyli przygotowań do Halloween cześć I:)

Październik to u mnie czas szydełkowego przygotowania do Halloween. W tym roku w planach nietoperze i pająki. No to zaczęłam od pąjęczyny :)

Wzór na pajęczynę znalazłam na blogu DIY - zrób to sam, w ramach Cyklicznego Szydełka. Wcześniej już, w ramach tej zabawy, robiłam muchomorki, a daaawno temu też włóczkowe ciasteczka.


A o to moja pajęczynka :)







włóczka: niewiadomego pochodzenie - grubości mniej więcej Kocurka,  dość sztywna przez srebrną nitkę
szydełko: 2,5 mm
wzór: tu


Moja pajęczyna jest trochę większa niż we wzorze, ale chciałam wykorzystać ją jako serwetę na stół. Powiększałam ją dodając w każdym segmencie po 3. oczka. Potem zmieniłam podwójne słupki na potrójne - i dodawałam już po 4. oczka łańcuszka.




niedziela, 1 października 2017

Rustykalnie :)

Jesień... grzyby, jabłka, orzechy, winogrona... 

W tym roku orzech nam obrodził, ale niezbyt ładne owoce wydał. Winorośl zapadła w sen zimowy już dawno, podobnie jak wcześniej morela. Malin, jeżyn, borówek też nie było...
Tylko porzeczek był wysyp, jak co roku. I dzikich pomidorków, co mi się same wysiewają po ogrodzie - i bez żadnej pielęgnacji owocują jak szalone. A! i lubczyk. Ze trzy raz cięty w sezonie, przy samej ziemi, a i tak wyższy ode mnie rośnie!


***


W zasadzie nie lubię stylu rystykalnego, i wszelkich beży...
Ale jak zobaczyłam na art piaskownicy to wyzwanie... to wiedziałam co zrobić z tą piękną, sznurkową bawełną od Babci :) 

Potrzebowałam torby na orzechy. Takiej ażurowej, przewiewnej - co i ochroni orzechy przed pleśnieniem i rozkradającymi je psami, jak i będzie ozdobą spiżarni. 
Ale na razie, póki orzechy się suszą na słońcu, posłuży na jabłka. Prawie codziennie przynoszę kilogram czy dwa ze straganu na sąsiedniej ulicy. Mocna, wygodna torba tu także sprawdzi się idealnie :) 







włóczka: bawełna o strukturze sznurka, bez metki
druty: 3,5 mm i 5,5 mm
wzór: tu (ang) 


Torbę zgłaszam na wyzwanie :)




piątek, 8 września 2017

Grzybobranie :)

Zaczęła się moja ulubiona pora roku... Jest nadal ciepło, ale już nie tak upalnie. Odczuwa się, szczególnie wieczorami, lekki wiatr - zapowiedź długich jesienno-zimowych wieczór z szydełkiem. Na targu feria barw warzyw i owoców. W lesie specyficzny wilgotny zapach ściółki i grzybów... 

Uwielbiam chodzić jesienią na grzyby. Naspacerować się, nazbierać tych zajączków, prawdziwków, podgrzybków. A potem do kuchni wkracza mój mąż i tworzy arcydzieła kulinarne: tarty, kisze, babeczki! Te zapachy, smaki... to tylko teraz, wczesną jesienią można odnaleźć.

A póki co, małe grzybobranie urządziłam sobie w ogródku :) I nie chodzi o boczniaki czy pieczarki (choć te pierwsze zahodowałam sobie kiedyś w komórce, na specjalnym podkładzie). 
W zeszłym roku zrobiłam takie małe muchomorki na choinkę, dla Babci. W tym roku zamarzyły mi się własne grzybki szydełkowe, a gdy znalazłam jeszcze ten wzór...






Jak widać, cała hodowla mi się szykuje :)



Wzór trochę zmodyfikowałam na własne potrzeby. Zamiast "kropek" z włóczki, ponaszywałam cekiny w różnych kształtach. Prócz czerwonych kapelusików, powstaną też fioletowe... a może potem jeszcze w innych kolorach :) Nie łączyłam też obu części za pomocą szydełka, tylko użyłam igły.

włóczka: Jeans YarnArt
szydełko: 2,5 mm
wzór: tutorial w j. polskim



czwartek, 31 sierpnia 2017

Bransoletka z Matubo Rulla :)

Chciałam zrobić sobie bransoletkę. Dotarłam mniej więcej do 1/3 pracy i usłyszałam: "ojej, jakie to ładne!". No i nie mam już bransoletki... ale jak się odziedziczyło miłość do rękodzieła w genach, to długi trzeba jakoś spłacać :)













koraliki: Matubo Rulla w trzech odcieniach + Toho 0/11 i 0/15
nici: Miyuki
wzór: tutorial

Wzór musiałam nieco modyfikować, ponieważ miałam tylko trzy małe paczuszki Rulla po 27-29 sztuk w każdej. Przywiozłam je z wyprawy koralikowej do Pragi, więc szanse na dokupienie narazie marne (dopiero co wróciłam z Wiednia). Dlatego też jest nieco krótsza od oryginału.
Użyłam też moich ulubionych Toho 0/11 permament finish galvanized aluminium oraz 0/15 in-col rain crystal montana blue lined. Oba rodzaje Toho znalazłam w sklepie stacjonarnym Royal Stone przy ul. Puławskiej. Lubię tam zaglądać :) A te koraliki zgarnęłam w ramach promocji - po zebraniu 10 pieczątek na kartę, dostaje się "darmowe zakupy" na 80 zł :D

Zapięcie miało być zupełnie inne, np. koralikowe Toggle. Ale Mama zażyczyła sobie magnetyczne, wiec nie miałam możliwości poszaleć ;)

Generalnie z bransoletki - zarówno z tutorialu, jak i efektu końcowego mojej pracy - jestem bardzo zadowolona. Musiałam tylko dodatkowo przeszyć całość dodatkowo nicią, ale ja wolę jak praca jest nieco sztywniejsza.

niedziela, 30 lipca 2017

Muzeum Etnograficzne w Poznaniu (część 1.) - szydełkowe smaczki :)

Miałam kilka dni wolnego w pracy. Sesja już prawie skończona. I tak na uczelni (jeden esej pozostał!), i ta na drutach... ale to temat na kolejny post :)

W ramach krótkich wakacji pojechałam więc do Poznania. Lubię to miasto. Mam tam swoje ulubione smaki, sklepy, księgarnie, lumpy... Tym razem planowałam też odwiedzić sklepy z włóczkami, ale cóż... nie wyszło. Za to mnóstwo innych atrakcji bardzo umiliło mi pobyt :)

Zacznijmy od początku - Muzeum Etnograficzne w Poznaniu.



Tego dnia od rana padał deszcz. Bardzo lubię taką pogodę - ale tym razem nie było to fajne, szczególnie dla kogoś kto biega w crocsach :/ I na dodatek nie wie, że wejście jest od ulicy Mostowej (a nie Grobla 25 - jak stoi w adresie). 




Muzeum było czynne od 11.00, ale miły pan z ochrony nie wygonił mnie na deszcz ;)


W Muzeum były trzy wystawy - po jednej na każdym piętrze. Jako pierwszą obejrzałam wystawę czasową "Romowie / Cyganie"

Nie jest to typowa wystawa. Na środku sali znajdziemy wizję cygańskiego życia - namiot, wyposażenie, manekiny w "klimatycznych" ubraniach. 





Kilka szydełkowych szczegółów :) 






Lalka-szmacianka, ale konik... hmmm... chyba jako zabawka chyba bardziej sprawdziłby się drewniany?



I kilka innych innych ciekawych eksponatów.




Oglądając eksponaty, znajdujemy krótkie informacje na temat życia i cygańskiej kultury. Przy każdym pytania, które mają na celu złamanie stereotypów i zmuszenie zwiedzających do refleksji...






A jakie jest Wasze zdanie na ten temat?


O pozostałych wystawach  i moich wrażeniach z Muzeum Etnograficznego będzie kolejny post :) 

piątek, 7 lipca 2017

Nowa garderoba Monchhichi :)

Monchhichi marzyło mi się od dawna. Byłam już gotowa zakupić sobie małpeczkę w Wiedniu, ale skończyło się jak zwykle na tonie książek i materiałów. Ale w tym roku Babcia postanowiła mi sprawić cudowny prezent imieninowy... i tym samym mam swoją wymarzoną maskotkę :) 

Moja małpka miała swoje firmowe ubranko. Ładne, ale moim zdaniem nie podkreślało jej wdzięku.
Postanowiłam więc wydziergać na drutach porcięta, takie w "starym stylu". Czapeczka zrobiłam szydełkiem już dawno temu dla lalki Byul, ale na Monchhichi też pasuje idealnie. 



czapeczka
włóczka: cienka bawełna (chyba Almina)
szydełko: 2,5 mm
wzór: własny

spodenki
włóczka: tasiemkowa Lana Grossa 
druty: 2,5 mm + 4 mm na zamknięcie oczek
wzór: własny


A sarenkę zakupiłam na moim ostatnim wyjeździe nad morze :) W niedzielę wybrałam się do Muzeum na wystawę lalek, i trafiłam na Dziecięcy Pchli Targ. Z okazji Dnia Dziecka miasto udostępniło dzieciom przestrzeń handlową, więc można było przebierać do woli w lalkach, figurkach, maskotkach i innych drobiazgach :) Przywiozłam jeszcze dwie małe laleczki, myślę że niedługo też o nich napiszę :) 

poniedziałek, 26 czerwca 2017

Kreatywne wykorzystanie resztek bawełny :)

Odkąd zainteresowałam się ideą Zero Waste Home, szukam sposobów na ograniczenie odpadów domowych. Od dawna nie używam papierowych ręczników czy nasączanych chusteczek do sprzątania. Ale chciałam zrobić krok dalej... 

Z małych kłębuszków bawełnianej włóczki powstały takie to oto łapki kuchenne. W tęczowych kolorach - służą do ochrony rąk przy przenoszeniu ciepłych naczyń, jako podkładki pod szklanki i kubki. A później, gdy się spiorą... wykorzystam je jeszcze jako ściereczki do czyszczenia. 











Przy okazji - polecam uniwersalny płyn do czyszczenia, który można przygotować samodzielnie. Wystarczy woda (pół litra), ocet (2 łyżki) i olejek herbaciany (kilka-kilkanaście kropel). Wszystkie składniki wlewamy do spryskiwacza... i używamy! Uwielbiam go, doczyścił nawet meble ogrodowe oporne na wszystkie "specjalistyczne" środki.

A jeśli nie lubicie zapachu octu (ja nie cierpię), to zdradzę Wam mój mały sekret. Używam octu... pomarańczowego :) Też własnej roboty - skórki od pomarańczy + dowolne przyprawy (goździki, gwiazdka anyżu) zalewam octem i zostawiam na kilka tygodni w spokoju, od czasu do czasu potrząsając słoikiem.

Jeśli macie swoje sposoby na domowe środki czystości bez chemii, to proszę, podzielcie się nimi :)))

sobota, 3 czerwca 2017

Koraliki - moja nowa pasja!

Moja miłość do koralików kwitnie! Zaczęło się w zeszłym roku, od warsztatów w Royal Stone. Po podstawowych, pojechałyśmy z Magdą jeszcze na sutasz i makramę, a w zeszłym miesiącu na haft koralikowy. Poznałam też sporo różnych technik na zajęciach w Domu Kultury, na które chodzę co tydzień :)

Kiedy na studiach, na przedmiocie "Podstawy kreatywności", dostałam zadanie polegające na przedstawieniu czasu... od razu wiedziałam co zrobię :)


"Moja wizja czasu…
Zrobiłam bransoletkę jedną z najbardziej czasochłonnych technik - tubular peyote. Mam wrażenie że więcej czasu spędziłam na pruciu niż doszywaniu kolejnych koralików, choć to fizycznie niemożliwe (aczkolwiek nasze poczucie czasu to też ważna sprawa).
Sama forma bransoletki, czyli okręgu, nawiązuje do koncepcji życia ludzkiego które zatacza krąg – jesteśmy dziećmi na jego początku i przy końcu.
Praca nie jest zamkniętym okręgiem, jest przerwana… bo nasz czas ma swój kres.
Dwanaście spiralek symbolizuje 12 miesięcy= 1 rok, miarę którą posługujemy się tak chętnie pochylając się nad upływem czasu.
Każda spirala składa się z większych lub mniejszych koralików w różnych kolorach. Symbolizuje to nasze poczucie czasu, to że biegnie naraz w kilku różnych tempach – inaczej odczuwamy czas, niecierpliwiąc się aż zagotuje się nam woda na rozgrzewającą herbatę w zimny dzień… a inaczej gdy spotykamy dawno nie widzianych znajomych i ich dzieci (wg powiedzenia „cudze dzieci szybko rosną”).
Zamiast tradycyjnego zapięcia, symbolicznie związałam końce kawałkiem jedwabnego sari. Czas nas bowiem ogranicza, daje ale i obdziera nas z możliwości. Gdybyśmy nie mieli rąk związanych przez czas, moglibyśmy się bezustannie uczyć, rozwijać, doskonalić… Ale czy nie mając nad sobą bata w postaci wskazówek zegara, w ogóle byśmy do czegoś dążyli…?"



wzór: Cellini 
koraliki: toho (0/15, 0/11, 0/8), nici Tytan Ariadna


Bransoletka jest prezentem dla mojej Mamy, która 26 maja obchodzi podwójne święto :) Mam nadzieję, że się spodoba...

środa, 17 maja 2017

Na zielono!

Jestem, już jestem... tzn. cały czas się kręcę wokół bloga, ale czas mi ostatnio nieco przyśpieszył. Dużo się dzieje, dużo szydełkuję, robię na drutach, tworzę biżuterii i oglądam seriali. A poza tym - zaczęłam nowe studia, znalazłam kolejnego psa, zwichnęłam bark, byłam nad morzem... i wiele innych takich tam spraw ;)

W międzyczasie wiosna dosłownie wybuchła w moim ogrodzie. W tym roku sporo zmian - nowe konstrukcje, nowe rośliny... nie mogę doczekać się końca prac, a przede wszystkim momentu gdy stanie namiot ogrodowy z dużym stołem do letnich robótek ręcznych na świeżym powietrzu :)

A na razie wspominkowo. Taki to komin wydziergałam na drutach w zeszłym roku. Cieplutki, milusi w dotyku... od razu został zgarnięty przez moją babcię :) A mi na pamiątkę zostały zdjęcia, jeszcze w zeszłorocznych letnich klimatach...







włóczka: Malwa Anilux (pół motka) + niezidentyfikowany moherek
druty: 5,5 mm
wzór: pomysł własny

czwartek, 16 lutego 2017

Sweterek dla Moxie Teenz :)

Luty pędzi jak szalony. I co chwilę zaskakuje :) Dużo się dzieje. Na drutach i szydełkiem też, ale póki co skończyłam kolejną czapkę dla siebie. I jeszcze nie zdążyłam zrobić zdjęć.

Więc może dziś taki udzierg zeszłoroczny. Nie doczekał się prezentacji, bo w planach była spódniczka i ogólnie stylizacja lalki... ale nie mam narazie czasu i chyba też weny. 




włóczka: nie pamietam nazwy, kupiłam ją na amigurumi
szydełko: 1,6 mm
wzór: własny


Sweterek jest przeznaczony dla Moxie Teenz. Lalki te nie są zbyt popularne w Polsce, pojawiają się chyba jedynie w kręgach kolekcjonerów i osób śledzących zagraniczne blogi czy fora lalkowe.
Nigdy nie zostały wprowadzone do sklepów w Polsce, można było kupić jedynie ich "młodszą" wersję - Moxie Girlz (od dawna ich także nie widziałam).

Lalka Moxie Teenz ma ok. 35-36 cm. Ma artykułowane ciałko, o raczej kobiecych kształtach. Oczy, z pięknymi długimi rzęsami, wyglądają jak szklane.

W serii jest 5 lalek, prezentujących różne typy urody. W wersji balowej pojawił się też chłopak :) 

Lalki występowały w dwóch wersjach jeśli chodzi o włosy. Mogły mieć normalnie wszczepione długie włosy, bardzo dobrej jakości. Lub łyse główki, na które można było nakładać rożne peruki.

Lalki Moxie Teenz były przeznaczone dla starszych dziewczynek/nastolatek, które już wyrosły z dużo "prostszych" Moxie Girlz. Dlatego też lalki mają świetne modne ciuchy i dodatki :)))


Ja mam tylko jedną lalkę z tej serii - Melrose w wersji balowej (włosy wszczepiane). O ile wolałam tą wersję bezperukową, to marzyła mi się ciemnowłosa Tristen. Niestety, lalkę można było zakupić jedynie w sklepach zagranicznych i czasem na allegro (niestety, w cenach zawyżonych i zwykle używane). Moja Moxie Teenz jest naprawdę śliczna i nieźle wykonana, choć niestety nie wolna od wad (ślady kleju na dekolcie, nie do końca idealnie wszczepione włosy). Mimo to bardzo ją lubię i myślę że za jakiś czas zaprezentuję ślicznotkę. 



źródło: www.forum-dollplanet.ru


źródło: www.tottys.ru

niedziela, 29 stycznia 2017

Serialowa niedziela - "Rodzina Borgiów"

Dla mnie nie ma nic bardziej relaksującego niż wygodna kanapa, kubek herbaty, druty lub szydełko... i wciągający serial. 

Po całym pracowitym tygodniu, w niedzielę staram się znaleźć kilka godzin dla siebie. Obejrzeć w spokoju kilka odcinków... wszak najlepsze oglądanie to takie całymi sezonami :)

Rozpoczynam więc cykl serialowych niedziel. 
Chciałabym w niedzielne poranki opowiedzieć o serialu który własnie mnie oglądam z zapartym tchem. Albo wracam po do niego po raz kolejny... 
Nie spodziewam się że uda mi się pisać regularnie co tydzień... Ale postaram się :)



"Rodzina Borgiów"



Dziś kolejny znakomity, aczkolwiek mało popularny, serial historyczny. Tym razem wiek XV - ambitny kardynał Rodrigo Borgia postanawia zasiąść na tronie papieskim. W spełnieniu pragnień nie przeszkodzi mu ani rodzina (czworo nieślubnych dzieci), ani wieloletni związek z kurtyzaną. Ba! Jego starsi synowie wspomogą jego dążenia do władzy, nie stroniąc przy tym od machlojek, przekupstw, szantaży czy nawet współpracy ze skrytobójcą! Zaś młodsze dzieci, odpowiednio dobrze sprzedane w ramach ślubnych układów, także będą współtworzyć historię. Nawet nowa piękna konkubina ojca kościoła odegra ważną rolę w wspieraniu papieskich rządów... 

Serial ten ogląda się z zafascynowaniem, lekkim niedowierzaniem, ale też z wielką sympatią dla bohaterów. Nawet do głównego bohatera, który mimo wszystkich swoich wad i czynów zdaje się niegodnych, jest po prostu... uroczy :) To zasługa samego Jeremiego Ironsa, który potrafi rozbroić, rozśmieszyć, nakłonić do refleksji. Niesamowici są też pozostali członkowie rodziny. Cezar, pierworodny syn, przeznaczony kościołowi - który marzy o karierze wojskowej. Młodszy, Juan, hulaka i lekkoduch, mianowany dowódcą wojsk papieskich. Słodka, niewinna Lukrecja - której dzieciństwo przerywa brutalnie nieudane małżeństwo - a ukochani giną z rąk brata. 

Serial ten nie koncentruje się jedynie na walce o władzę czy układach rodzinno-politycznych. Obrazuje też życie codziennie w Italii, rozbitej na wiele małych ksiąstewek. Pokazuje m.in. problemy osób homoseksualnych w tym mega religijnym czasie, relacje w niższych kręgach społecznych, wartości artystyczne i humanistyczne.

Wielkim atutem serialu jest znakomita obsada. Prócz wspomnianego już Jeremego Ironsa, na ekranie widzimy m.in. genialnego Seana Harrisa jako skrytobójcę czy Joanne Whalley - znaną z głośnego, aczkolwiek niezbyt dobrego serialu o dalszych losach słynnej Scarlet O'hara-Butler. 

Serial "Rodzina Borgiów" powstawał w latach 2011-2013, czyli jest dość "świeży". Mimo to brakuje mu pewnego dynamiki i skrótowości nowszych produkcji, co moim zdaniem jest tu akurat wielkim atutem. Co mogę jedynie zarzucić serialowi? Jedynie to że trwał tylko 3 sezony i pozostawił niedosyt oraz poczucie braku zakończenia owej przygody. Poza tym - bardzo polecam!


źródło: www.focus.pl

wtorek, 24 stycznia 2017

Sowy małe, dwie :)

Udzierg jeszcze zeszłoroczny, w końcu się doczekał prezentacji. Zrobiłam dwa takie sówki-portfeliki. Na drobniaki i inne przydasie. 

Jedna jako breloczek, powędrowała do świątecznej paczki dla mojej Przyjaciółki.
Druga czeka na łańcuszek by móc stać się ozdobną zawieszką - dla Babci :) 


sówka I


sówka II




włóczka: Jeans YarnArt
szydełko: 2,5 mm
wzór: tutaj (bezpłatny)

Ponieważ w oryginale wzór jest projektowany na dużo większe szydełko, moje sówki wyszły naprawdę nie wielkie. Ale idealne na kilka monet, na picie czy drożdżówkę, po długim spacerze z psem :) 

Kusi mnie wykonanie takiej sówki ale w rozmiarze... hmmm... torebkowym :))) 



***


No, a mój Wituś rośnie :) 
Załamuję trochę nad nim ręce, że taki chudy jest - wyniki krwi idealne, apetyt świetny. Tylko że mały zasuwa po śniegu do upadłego, a po 5 minutach odpoczynku zaczynają się przewalanki z Jessicką (drugi szczeniak z "odzysku"). Ostatnio miał zapalenie spojówek, szybko na szczęście wyleczone kropelkami z antybiotykiem. Jest cudowny, grzeczniutki i bardzo pojętny. Czasem tylko myślę sobie, co by było gdyby tego dnia tamtędy nie przejeżdżała... i czuję ucisk w sercu. Bo wiem że Witusia mogłoby już nie być... Nigdy tego nie zrozumiem, dlaczego na tyle aut mijających przymarzniętego psa na poboczu, tylko ja się zatrzymałam :/