Jest ze mną od wielu lat. Zaprzyjaźniłyśmy się jeszcze w dzieciństwie, choć wielu psychologów mówi że to niemożliwe. Że dzieci nie mogą mieć depresji. Mylą się.
Na "ty" przeszłyśmy jakieś 15 lat temu. Gdy pewnego dnia mnie odwiedziła i nie pozwoliła wstać z łóżka. Wszystko stało się tak trudne. Tak bolesne. Każdy oddech był wyzwaniem.
I tak sobie żyjemy. Ona i ja. Obok mąż, rodzina. Znają ją aż za dobrze.
Czasem jest lepiej. Żyję. Pracuję. Podróżuję. Uśmiecham się i chcę iść na koncert, do kina, na obiad do miasta. Szydełkuję i jestem szczęśliwa.
A czasem wpada Ona. Niezapowiedziana. I świat staje się inny. Porywa mnie, jestem jej kompletnie uległa. Cokolwiek bym nie zrobiła, trzyma mnie w uścisku i nie chce puścić. Czasem aż nie mam sił płakać.
Czasem przyprowadza swoje koleżanki, nerwicę i fibromialgię. Zaczyna się impreza, wpadają inni goście: ciągły lęk, napady paniki, kompulsje, nerwobóle. Całe dnie, tygodnie tańczę jak mi grają.
Bez przerwy oglądam swoje oczy, w poszukiwaniu nieistniejących żyłek, aż je podrażnię i bolą.... Obmacuję swoją głowę, przekonana że zaraz zachoruję na jakąś straszną chorobę kości. Wyję z bólu po kolejnym ataku bólu w przedramionach lub łydkach, niepodobnych do niczego innego. Boję się wyjść z domu, boję się wykonać telefon. Czasem nie jestem w stanie wstać z łóżka.
Są leki, na szczęście. Na mnie działa dobrze jeden, zaskakująco dobrze. Po kilku innych które mogłam łykać jak cukierki prawie, tyle że obraz się trochę rozłaził...
Czasem i tak wpada, mimo wszystko. Może na krócej, może mniej się panoszy. Ale i tak nie jest łatwo. Bywa tak, że jedyne ukojenie przynosi planowanie swojej śmierci. Krok po kroku. Za każdym razem odrobinę dalej się posuwam w tym pragnieniu. I czekam aż sobie pójdzie, zanim skończy się etap planowania, zanim będę mogła jedynie przejść do czynów.
Proszę wtedy bliskich: "bądźcie dla mnie dobrzy". Każde ich zniecierpliwienie, zamarudzenie... jest jak lawina kamieni która mnie przygniata. Odgłos wrzucanego do garnka kartofla fizycznie boli.
Więc codziennie próbuję od nowa. Żyć, cieszyć się życiem. Na tyle, na ile pozwoli mi Ona.
Nie pamiętać, nie analizować. Przeczekać.
Dlaczego to piszę? Bo Ona znów jest ze mną. I wszystko znów straciło znaczenie. Tyle rzeczy się wydarzyło, o tylu chciałabym napisać. Nie umiem. Nic nie cieszy. Wszystko jest za trudne, za bardzo boli i męczy.
Ale wrócę za chwilę, jak tylko Ona zakończy swoją wizytę. Dziś sięgnęłam po druty, pierwszy raz od dawna. Więc chyba odpuszcza.
Chciałabym tylko, żebyście wiedzieli, że:
- Depresja to nie jest siedzenie pod kocykiem, słuchanie smutnej muzyki i objadanie się czekoladkami (jak twierdzi pewien wykładowca neurobiologii :/ )
- Depresja może pojawić się znikąd. Nie potrzeba traumatycznego wydarzenia, szeregu niepowodzeń, nieszczęśliwej miłości. Ona po prostu przychodzi i zostaje.
- Depresja to choroba która łamie duszę. Nie da się podnosić ciężarów złamaną ręką. Nie da się dźwigać codzienności gdy boli samo istnienie.
- Depresja to choroba którą można zrozumieć jedynie gdy się na nią choruje. Sama, w lepszych okresach, nie mogę uwierzyć że się jej poddaję... że tak mogę się czuć.
- Depresja ZABIJA! Nie lekceważcie jej objawów u swoich bliskich, nie pouczajcie ich, nie obciążajcie radami w stylu "weź się w garść".
Podrzucam parę linków, może pomogą zauważyć, zrozumieć.
Film Katarzyny Napiórkowskiej, o życiu z depresją - w wersji angielskojęzycznej i z polskimi napisami.
Artykuł o ChAD, z bardzo dobrze opisaną fazą depresji z punktu widzenia osoby chorej.
Kampania Zobacz. Znikam. Ma na celu pomoc i zapobieganie samobójstwom wśród nastolatków.
Co tu powiedzieć ... wyrzuć tego nieproszonego gościa jak najszybciej za drzwi i pokaż nam co fajnego wyszło spod drutów. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nasze ciepłe słowa choć odrobinkę rozświetlą te dni, kiedy musisz walczyc. Oby jak najszybciej nastały te szczęśliwe :*:* Pozdrawiam gorąąąąco :*:*
OdpowiedzUsuńTo co ten pan nazwał depresją, to zwykła chandra. Właśnie taka pod czekoladki i kocyk. Wielki wykładowca...
OdpowiedzUsuńWspółczuję. Depresja potrafi zniechęcić człowieka do życia. Pozbawić go siły i jakiejkolwiek chęci do walki.
Wiem, że to są oklepane słowa. Ale życzę Ci olbrzymiej siły właśnie do tej walki, abyś mogła przezwyciężyć tę cholerę, kiedy zacznie się do Ciebie zbliżać.
Pozdrawiam bardzo ciepło i czekam na post o tym, co zaczyna powstawać na Twoich drutach :))
Trzymaj się i nie poddawaj!
Trzymam mocno kciuki by ta wstrętna choroba poszła sobie od Ciebie. Bardzo mocno trzymam. Ciągle nie mogę zrozumieć ludzi, którzy sobie robią żarty z tej choroby. Jeśli to prawda, że zabija ona 1/4 chorych to jest to naprawdę dużo. Dobrze, że napisałaś o tej chorobie i o walce z nią. Dotyka ona wielu osób tylko większość wstydzi się do tego przyznać. W naszym kraju lepiej być alkoholikiem niż mieć depresję. Ale to się na szczęście powoli zmienia. Sięgaj po druty jak najczęściej. Daj depresji prztyczka w nos albo nawet kopa wiadomo w co.
OdpowiedzUsuńKochana, pamiętaj, że my tu Twoje blogowe koleżanki, jesteśmy z Tobą, wirtualnie, bo wirtualnie , ale jesteśmy . Czekamy na Twoje posty, czekamy na to aby popodziwiać co ładnego zrobiłaś...
OdpowiedzUsuńTrzymaj się cieplutko.