Ubrałam się, nieśpiesznie zeszłam na śniadanie. Prawie się zgubiłam, ale miła pani pracująca przy osbsłusze bufetu przywołała mnie gestem ręki i uśmiechem na twarzy.
Mieszkałam w hotelu Golden City Garni. Nazwa "hotel" to może zbyt szumna, bywałam w większych schroniskach turystycznych. Ale nie sposób odmówić owemu miejscu uroku i domowego ciepła. Pamiętam, na śniadanie była m.in. pyszna sałatka makaronowa. Wzięłam dokładkę :) A potem, jak codziennie już przez cały tydzień, smarowałam świeżutką chałkę kremem czekoladowym i obkładałam słodkimi owocami w syropie.
Wróciłam do pokoju, gotowa wyruszyć w miasto. Odnaleźć moje miesca, ścieżki i ulubione smaki.
Zajrzałam jeszcze do internetu. Na fanpage Burdy mignęło mi pytanie, o tym jak zamiarzamy spędzić Dzień Kobiet...
Moja Praga. Tak niedawno tam byłam, a czuję jakby minęły wieki.
Dziś poszłam rano na pocztę z awizo. Pani przyniosła z zapleczę wielką kopertą. A w niej to:
20 komentarzy zostały wyróżnionych prezentem w postaci zestawu kosmetyków: podkład, puder, błyszczyk i lakier do paznokci.
Błyszczyk dla mnie idealny (nie jest aż tak różowy - mój aparat ma problem z balansem niebieskości i zieleni). Co do reszty - generalnie się nie maluję, używam czasem kremu BB i od niedawna znowu tuszu do rzęs (nadwrażliwość powiek). Ale miło będzie pobawić się :)
Prezent bardzo miły, a dodatkowo przywołał wspomnienia... Tego dnia pisałam o moich planach. O rajdzie po praskich pasmateriach i sklepach z materiałami.
O kawie w mojej ulubionej Cafe Louvre... Trafiłam tam podczas mojej trzeciej wyprawy do Pragi i od razu zakochałam się w tym miejscu. To kawiarnia z ponad 100 letnią tradycją. O cudnym wystroju. Od monumentalnej klatki schodowej i sal z bardzo wysokimi stropami, przed ponad czasowe, klasyczne dekoracje aż po eleganckich kelnerów. Bywał tu Albert Einsten, Franz Kafka... Teraz bywają i turyści i Czesi. Ceny są bardzo przyzwoite (dzbanek herbaty ok. 6-6,5 zł), większość kaw poniżej 10 zł). Można zjeść obiad z karty (także wegański!) lub z proponiwanego na dany dzień menu (do wyboru tylko kilka potraw, ale za to ceny jeszcze bardziej przystępne). No i ciasta... boskie! Tylko... hmmm... porcje takie, że nawet ja, miłośniczka słodyczy, ledwo dawałam sobie z nimi radę :)
No, a tak właśnie świętowałam :) Czekoladowa kawa i tarta malinowa... no i oczywiście szydełkowa robótka :)))
Strasznie już tęsknie za Pragą... Dziś pakuje się na Pyrkon, i jestem strasznie szczęśliwa z powodu czekających mnie dwóch dni zabawy!
Planowałam jeszcze w kwietniu wyprawę do Bratysławy i Wiednia, ale z bólem serca musiałam odwołać rezerwację. Niestety, trzeba kupić nowe auto... po kolejna naprawa naszego Focusa to już przysłowiowa "reanimacja trupa" :/ Narazie nie możemy dojść do porozumienia, bo mąż chce kolejnego Forda, a ja starego Saaba ewentualnie Opla Omegę.
***
A na koniec... no same zobaczcie! Ręce mi dziś opadły. Zmówiły się mendy moje kociaste i po kolei wywlekają moje robótki z kątów. Ta "mysza" złowiona przez Aleksandra to część mojego projektu na Turniej Dziewiarski... Milla już je nosi od rana. No jak tu dziergać...? ;)
Oj to miałaś fantastyczny Dzień Kobiet, nikt Ci gitary nie zawracał i mogłaś robić co chciałaś i to jeszcze w pięknej Pradze :) I na dokładkę takie fajne prezenty dostałaś, fiu, fiu :) To miałaś następny Dzień Kobiet.
OdpowiedzUsuńAż mi narobiłaś ochoty na tą Pragę :)
No, a jaką sobie piękną włóczkę przywiozłam :D
Usuń